Niepokój – o obrazach i obiektach Bogusławy Bortnik-Morajdy

Andrzej Bednarczyk

Niepokój przeziera przez niedomknięte drzwi. Między mną a światem pozostaje jedynie wąska szczelina i smuga światła, do której przywieram okiem rozumu i serca. Szczeliny starcza tylko na jedno oko. Może dlatego widzę niewyraźnie, a raczej niedokładnie. Mam świadomość, że ta pojedynczość odbiera głębię, że to, co widzę, jest bogatsze od tego, co dostrzegam. Dostrzegam rzeczy, jakimi zdają się mi być, a że raz zdają się być tym, a innym razem tamtym, przepełnia mnie niepokój, i nic w tym dziwnego. Każdy chciałby wiedzieć, że jego własne oczy i umysł go nie zwodzą.

Przecież każdy przy zdrowych zmysłach wzdrygnie się, gdy dojrzy, że porowata, martwa skała obserwuje go tysiącem krokodylich oczu, jak w pracy Schron 1 z 2014 roku. Ta skała i oczy są zbyt realne, żeby dla świętego spokoju włożyć je między bajki, czy uznać za mieszkańców kraju Morfeusza. Czym więc są? Nie jestem pewien.

Nieco bliżej marzeń sennych zdaje się być praca z cyklu „Światło nieba” z 2016 roku, gdzie materialne przedmioty zostały „wsadzone” w przestrzeń wielkoformatowego wydruku przedstawiającego chyba struktury okrzemków. Jednak to ukonkretnienie identyfikacji rodzaju wizji nie niweluje uczucia niepokoju, zapewne przez pozostawanie widza i sennej wizji w jednej, realnej przestrzeni sali wystawowej. Wyobraź sobie, że budzisz się z koszmaru, a na jawie on nie znika, jest realny.

Realne i prawdziwe są też kamienie, z których wyrasta drzewo w pracy Rajska jabłoń z 2014 roku, ale rzeczona jabłoń jest już jawnie sztuczna, nawet nie próbuje udawać prawdziwej. Biblijny archetyp przemienił się w kolosalną pluszową materializację majaku, a może jest miękkim bezpiecznym meblem rodem z izolatki furiata w szpitalu dla obłąkanych? Nie wiem tego.

Nie mogę domknąć rozumienia tych prac. Wciąż wyślizgują się spod prób uchwycenia sensu. Za każdym razem pozostaje nieznośna szczelina niepewności. I znowu dopadam okiem tej wąskiej szczeliny w nadziei zaglądnięcia przez nią na drugą stronę i osiągnięcia uspokajającej pewności. Wciąż jednak podejrzewam samego siebie o nadinterpretowanie tych prac, więc pozostaję zaniepokojony.

Niepokój nie znika nawet wtedy, gdy dane mi jest patrzeć z perspektywy niebios na losy wojen i konfliktów toczących się pod moimi stopami. W pracy Wahadło Foucaulta z 2014 roku widzę, że wszelkie strategie żołnierzyków pozostają beznadziejnie nieistotne wobec determinantów fizyki, które, jak starogreckie fatum, decydują o tym, co jest i czym musi się stać.

W jaki sposób autorka uzyskała tak mocne środki oddziaływania? Od jakiegoś czasu Bortnik-Morajda w swoich pracach stosuje specyficzne perspektywy patrzenia jako istotny środek wyrazowy.

Po raz pierwszy ten zabieg dostrzegłem w obrazie Małżeństwo M.G. z 2007 roku, gdzie zastosowała widok z lotu ptaka, wyrzucający mnie poza obrazowaną przestrzeń interpersonalnych relacji. Stojąc przed tym obrazem, czuję się, jakbym podglądał zdarzenie, sam pozostając w innym wymiarze rzeczywistości. Jakkolwiek blisko bym stanął, nigdy nie będę należał do zdarzenia. Wypełnia mnie poczucie własnej niemocy, niemożności zaingerowania w tok zdarzeń, wpłynięcia na ich przebieg. Nawet gdybym wiedziony litością chciał połączyć bezpowrotnie rozbite i oddalone wysepki w jedno, to przebywam w innym, obcym wymiarze.

Podobnie jest we wspomnianym wyżej Wahadle Foucaulta.

Z kolei aby oglądnąć pracę Cumulus z 2014 roku, muszę zadzierać głowę do góry. Tak zwana „żabia perspektywa” została użyta również w pracy Ulotność z 2015 roku, w której motywy nieważkich kwiatów i postaci na tle nieba widziane są spomiędzy traw. Toż to w obydwu przypadkach istne światy równolegle, oddzielone wzajem nieprzekraczalnym horyzontem zdarzeń.

Te kompozytorskie zabiegi wizualne uznaję za istotne novum w praktyce Bortnik-Morajdy wobec jej wcześniejszych prac z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i początku XXI wieku, takich jak na przykład Odbicie z 1988, Kobiety – Beata z 1998, L.E., cykl „Kobieta” z 1996–97, czy C.D., cykl „Dwoje” z 1999. Tutaj w każdym przypadku motyw jest przedstawiony w perspektywie horyzontalnej, co wraz z formatem obrazów wprowadza mnie i obrazowaną postać we wspólną przestrzeń, we wspólnotę przeżywania i losu.

Przez wszystkie lata aktywności artystycznej Bogusława Bortnik-Morajda dokonała wielu wolt stylistycznych, technologicznych i artykulacyjnych. Tym zaś, co spina całą jej twórczość, jest nieusuwany, wspomniany w pierwszym słowie tego tekstu, egzystencjalny niepokój.

Do góry