Recenzja Rafała Strenta

Rafał Strent

Poznawszy nieco twórczość Pani Bogusławy Bortnik-Morajdy, w pierwszym odruchu skojarzyłem ją z malarstwem Francisa Bacona, a więc z tym nurtem sztuki współczesnej, który eksponuje ekspresję gestu, podporządkowując ją zarazem nastrojom romantycznym. Dobrze się dzieje, że w dzisiejszej sztuce można sobie pozwolić na taką wielowątkowość – że jedna opcja artystyczna nie dominuje wszystkich pozostałych, że pluralizm postaw czyni ją zjawiskiem żywym, pulsującym i dynamicznym. Jeśli uznać to za cechę postmodernizmu, to należy cieszyć się, żeśmy dożyli czasu, który uprawnia różnorodność, daje szansę milionom odcieni wrażliwości, tak jedynym, jak wyjątkowy jest każdy z nas.

[…] Banalne jest chwalenie malarza za wrażliwość na kolor – ale jak inaczej nazwać tę podstawową cechę osoby, która swoje racje i emocje najlepiej wyraża przy pomocy barw, nieprzekładalnych przecież na inne środki wyrazu. Artysta prostym materiałem: farbą, daje wyraz doskonałości dostępnej wysublimowanym oczom.

Kultura koloru i pokora wobec rzeczywistości to pierwsze wrażenia z oglądu Jej prac – fantastyczne bądź realistyczne sceny rodzajowe i ich aktorzy tworzą rodzaj napięć powstających z gry emocji, zachowując element tajemnicy, bez którego żadne dzieło sztuki nie jest godne swego miana.

[…] Bogusława Bortnik-Morajda ma ten dar, że zmysłowymi środkami (bo czymże jest kolor, walor, faktura czy kompozycja) umie – jak niewielu innych ludzi – zapisać atmosferę sytuacji codziennych, które zyskują wymiar eliadowskich „sytuacji granicznych”. Na tym polega magia sztuki, która potrafi nobilitować codzienność, dając jej wymiar kosmiczny.

Jesteśmy oto świadkami rewolucji tej samej miary, co wykorzystanie znanego od zarania dziejów rachunku dwójkowego […]. […] ustawa o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki w art. 16 i 17 wymaga jednoznacznej oceny, czy przedstawiona praca habilitacyjna stanowi znaczny wkład w rozwój danej dyscypliny. Tymczasem problem pojawia się już na początku, gdyż powszechnie akceptowany jest aksjomat, iż postęp (czyli rozwój) w sztuce nie istnieje. Owszem, rozwijają się służące jej środki techniczne, zasięg i szybkość jej oddziaływania, ale podstawowe problemy sztuki nie różnią się niczym od czasów Altamiry i dziesiątków tysięcy wcześniejszych lat. Nasza dzisiejsza sposobność stoi jednak przed kolosalną szansą, jaką na naszych oczach staje się, na partnerskich warunkach, wejście KOBIET w świat sztuki. Funkcjonujące przez tysiące lat patriarchalne stosunki społeczne uniemożliwiały im zaznaczenie ich odrębnej wizji świata. Dziś już można, przynajmniej w naszej części globu, dowiedzieć się lub odczuć, jak brzmią relacje artystyczne widziane oczami płci komplementarnej. Nie powinniśmy bowiem używać pojęcia „płeć przeciwna”, lecz „komplementarna” – bo istnieć bez siebie nie możemy! Nigdy też nie da się dowieść, że jedna z nich jest lepsza, zdolniejsza czy mądrzejsza.

Osiemnaście wielkich obrazów powstało, by na osiemnaście sposobów zbadać relacje między dwojgiem ludzi – nawet gdy na niektórych jest ich kilka albo (pozornie) tylko jedna postać. Osobą grającą ewidentnie rolę podmiotu zawsze jest kobieta. Damski punkt obserwacji, choć nawiązujący do świadectw kultury wytworzonej przez mężczyzn – jak A.B. oraz C.D., które wszyscy wywodzą z malarstwa Bacona – daje okazję, by poznać ten sam problem w odmienny, damski sposób. Nikt bowiem nie neguje różnic pomiędzy komplementarnymi partnerami, także w sferze emocji, priorytetów logicznych, w których mieszczą się wszystkie problemy kompozycyjne, a wreszcie specyficznej wrażliwości barwnej.

Osobliwością Artystki jest biegłość w operowaniu warsztatem ekspresjonistycznym, którym zazwyczaj posługują się mężczyźni – przypadek Käthe Kollwitz był wyjątkiem dyktowanym jej politycznym zaangażowaniem. Pani Bogusława Bortnik-Morajda zdaje się traktować spotkanie z ekspresjonizmem jak przygodę, jak wspominaną wyżej naturalną u kobiet skłonność do dyskursu, także na polu sztuki.

Jej piękne harmonie barwne precyzyjnie budują trzeci wymiar wnętrz; mądrze używane niewielkie, ostre, czyste plamy ożywiają doskonale zestrojone kompozycje, dając wyraz mistrzostwu warsztatowemu i jasno wytyczonym celom artystycznym.

Język Jej obrazów wykazuje wiele podobieństw do języka matematyki, co wydaje się być najwyższym komplementem. Matematyka jest jedynym ideałem osiągalnym na ziemi – a chłodna analiza najlepszych dzieł sztuki przywołuje analogie z równaniami o wielu niewiadomych, które zawsze muszą się równoważyć. Dotyczy to wszystkich rodzajów artystycznej działalności, choć w sztukach wizualnych tę paralelność najłatwiej rozpoznać.

Najnowszy z obrazów, Małżeństwo – M.G. z 2007 roku, zdaje się zapowiadać nowy rozdział w malarstwie Artystki. Ta odmienność wskazuje, że nie zamierza się Ona ograniczać do poznanych metod, że ma prawdziwy temperament twórczy, który Ją przymusza do penetracji nieznanych obszarów. Biegłość warsztatowa pozwala Jej precyzyjnie badać zakamarki własnej duszy, dzięki czemu można spodziewać się jeszcze bardzo wielu pięknych rzeczy.

Do góry