Recenzja Tadeusza Jackowskiego

Tadeusz Jackowski

Wróciwszy do domu po kilkugodzinnej wizycie w pracowni artystki, gdzie z niekłamanym zainteresowaniem oglądałem obrazy i rysunki z okresu jeszcze przed i podyplomowego, jak również i te z ostatnich 10 lat, przyznam, iż odczułem wówczas silną potrzebę jak najszybszego podsumowania i zapisania tych wszystkich wrażeń, które mi w tym pokazie towarzyszyły.

Nie ukrywam, iż wspomniana prezentacja prac, okraszona interesującymi komentarzami dotyczącymi cykli obrazów, przybliżyła mi i unaoczniła w dużym stopniu wiele nowych cech temperamentu i wyobraźni plastycznej artystki. Cech, których wcześniej w ogóle nie dostrzegałem, a które to cechy, na własny użytek, nazwałem swoistymi „identyfikatorami rozpoznawczymi”, niezwykle ważnymi w twórczości pani Bogusławy. Znamionami, które z powodzeniem znajdują wspólny mianownik w postaci silnych emocji napędzanych równie silnym niepokojem wewnętrznym. Niepokojem, który u pani Bortnik przekłada się nierzadko w rozwiązania malarskie z pogranicza bliżej nieokreślonego, szalonego niekiedy zawirowania.

Ów niepokój, idący często w parze z ukrytym głęboko lękiem, przekłada się również w zauważalne zjawisko świadomego okaleczania i oszpecania bohaterów – głównych aktorów odsłon malarskich. Są oni bowiem czasami tak pokiereszowani i przemaglowani, iż ma się wrażenie, że przeszła po nich lawina śnieżna lub że zostali przepuszczeni przez jakąś piekielną, wirującą maszynę.

Te obrazy nie skłaniają widza bynajmniej do optymizmu. Przeciwnie… skłaniają raczej do refleksji idącej w kierunku smutnej i gorzkiej egzystencji. W kierunku ponurych, pełnych stresu i niepokoju rejonów naszego bytu.

Egzemplifikacją moich odczuć niech będą takie kompozycje, jak: Kama z aniołem, Axa, A.B., C.D. z cyklu „Dwoje”, „Kobieta” czy wreszcie Gracje – obraz malowany rok temu.

Powyższe płótna, mimo iż pochodzą z różnych cykli, są w gruncie rzeczy spójne na planie ekspresyjno-kompozycyjnym. Są jednorodne za sprawą wspólnej osi napędowej oraz charakterystycznej dynamiki i napięcia.

Inną wspólną cechą i klamrą, która również scala i harmonizuje cykle Bogusławy Bortnik, jest specyficzne aranżowanie przestrzeni wnętrz, w których rozgrywane są owe szaleńcze niekiedy spektakle malarskie.

Tym razem jednak rodowód wspomnianej przestrzeni malarskiej, rozumianej również jako tło scenograficzne, wywodzi się z odmiennego ekspresyjnie obszaru estetycznego. Obszaru pozbawionego już silnych napięć, o spokojniejszym i zdecydowanie wyciszonym obliczu malarskim.

Ta odmienna stylistyka, którą autorka świadomie wprowadza do swych kompozycji w celu uprzestrzennienia wnętrz, w swoisty sposób „wyhamowuje” i nade wszystko dyscyplinuje płaszczyznę obrazu, która odczuwa wyraźną potrzebę artystycznego „nadzoru konstrukcyjnego”.

Zderzenie się na jednej płaszczyźnie płótna rozwiązań malwarskich wywodzących się przecież z dwóch tak różnych rejonów wyobraźni i ekspresji owocuje w kompozycjach zauważalną symbiozą, w której jedna wartość nie może istnieć bez drugiej.

[…] Pragnę jednocześnie pogratulować pani Bogusławie wielu znakomicie przeprowadzonych realizacji malarskich, które szczególnie utkwiły w mojej pamięci. Są to m.in.: obraz z cyklu „Dwoje” o tytule C.D., Axa z cyklu „Moje psy” oraz płótno o nazwie A z cyklu „Kobieta”, który osobiście darzę szczególną estymą. Malarka pokazała w nich bowiem wyraźnie, jak świetnie panuje nad całością kompozycji, jak zdecydowanie i skutecznie zarazem potrafi trzymać wodze na uwięzi, mając cały proces twórczy pod ścisłą kontrolą. Te obrazy są po prostu czysto „zaśpiewane” malarsko.

Zasygnalizowałem w mej recenzji, iż prawie wszystkie płótna pokazane wiosną tego roku na Placu Matejki, jak również i te widziane w pracowni, posiadają znamienną cechę dwuczłonowości wyróżniającą się dwiema odmiennymi konwencjami.

W członie pierwszym, który nazwę tu figuralnym, spełnienie twórcze najczęściej wyraża się intuicyjnym i spontanicznym malarskim „wypluciem” tego wszystkiego, co na temat malowanych postaci-figur ma do powiedzenia artystka.

Natomiast pozostały człon kompozycji, czyli owa druga konwencja, wyrażana jest w obrazach rozwiązaniami malarskimi z obrzeży wieloplanowej i przestrzennej scenografii, w której zauważalny jest przemyślany i zorganizowany już ład. Scenografii, w której „dekoracje” są starannie wybierane i następnie rozmieszczane we wnętrzu malowanej przestrzeni.

Lista rekwizytów, którymi posługuje się malarka, nie jest obszerna. Owe obiekty wypożyczane z wirtualnej rekwizytorni posiadają swoją własną i autonomiczną hierarchię ważności. Służą one artystce, będąc zarazem niezbędnym i ogromnie ważnym elementem przy aranżowaniu płaszczyzny płótna. Są zawsze doskonale zharmonizowane i dopasowane do reszty obrazu, czyli do bohaterów z „konwencji pierwszej”. Są również jej „przyrośniętym” i przypisanym malarsko partnerem, sąsiadem, tłem, planem pierwszym i tzw. planem dalekim.

A wszystko po to, aby kompozycja nabrała tak ważnego przestrzennego oddechu.

Obiekty-rekwizyty to wierni towarzysze i uczestnicy malarskich przygód artystki. Zazwyczaj są to proste parawany, sztywne ekrany, krzesła, schody, lustro, balustrada czy wreszcie posadzka podłogowa lub rama okienna.

Rekwizytami najskuteczniej budującymi i ustawiającymi malarską przestrzeń wnętrz w pracach Bogusławy Bortnik są właśnie przytoczone wyżej, świadomie i mocno zgeometryzowane do formy prostokąta, trójkąta, rombu i łuku, owe nie zawsze zrozumiałe i dziwne „ekrano-parawany” czy „sufito-podłogi”. Dla zwiększenia napięć kierunkowych i przestrzennych malarka stosuje czasem atrakcyjny zabieg wizualny, wprowadzając do kompozycji jednego obrazu dwa rodzaje perspektywy: zbieżnej i rozbieżnej. Zabieg ten z jednej strony w znacznym stopniu ożywia i podnosi atrakcyjność samego dzieła, z drugiej zaś obliguje widza do niełatwego – co tu dużo mówić – rozszyfrowania, zdekonspirowania architektonicznej konstrukcji tego dziwacznego wnętrza.

Owe tak różne formy geometryczne swoimi wyraziście nakreślonymi kierunkami naprowadzają oglądającego ku centrum akcji (obraz C.D. – „Dwoje”), zaś bywa i tak, jak to ma miejsce np. w obrazie z serii „Kobieta”, że zachęca do wyjścia poza obraz. Gdzieś ku widocznemu na płótnie niebu, ku innej, otwartej i jasnej przestrzeni.

W recenzji skupiłem się na grupie obrazów, które moim zdaniem, najpełniej określają osobowość twórczą artystki, jej wyobraźnię, temperament artystyczny oraz wyraźne zainteresowanie problemem przestrzeni. Daje temu wyraz w swym autoreferacie zatytułowanym „Ukryta przestrzeń”.

[…] Autoreferat przeczytałem z zainteresowaniem i muszę wyznać, iż był on dla mnie bardzo przydatny i cenny. Ujawnił mi bowiem i uzupełnił w dużym stopniu moją skąpą wiedzę o artystce, o jej zainteresowaniach, poszukiwaniach twórczych, a zwłaszcza tych, które ukierunkowane są na szeroko pojmowany problem przestrzeni.

Autoreferat to również swoista i wzruszająca konfesja płynąca z potrzeby znalezienia odpowiedzi na szereg ważnych pytań, które autorka sobie stawia. Pytań, które plasują się w nie do końca sprecyzowanym obszarze naszej egzystencji, powiązanej nierozerwalnie z ową nieuchwytną, tajemniczą i właśnie „ukrytą przestrzenią”.

Do góry